Po oszałamiającym Nomade z 2018 roku i jego ładnej wersji wody toaletowej z 2019 roku Chloe wprowadziła w ostatnim
czasie intensywną wersję swojego najnowszego filaru: Nomade Absolu.
I to jest, cóż… przewidywalnie, mój najmniej ulubiony zapach z całej trójki. W obronie Chloe Nomade Absolu nie do końca pasuje do ogólnych „3 głównych nut oryginalnej, ale krzyczącej” intensywnej formuły perfum. Podobnie jak woda toaletowa, zachowuje rdzeń Nomade, dostosowując „paletę kolorów”, malując tę samą scenę, lecz z innym efektem.
Podczas gdy Nomade EDT rozcieńcza mech dębowy, obejmując owocowy aspekt oryginalnej kompozycji, Absolu idzie w przeciwnym kierunku. Owocowe otwarcie wciąż tam jest, ale nie ma śladu cukru i zachowuje tylko odrobinę soczystości. Zamiast tego w sercu tego zapachu króluje mech dębowy, intensywnie zielony i atramentowy. W zasięgu wzroku nie ma frezji, ale ich miejsce zajmuje nowa nuta davany, z gęstymi, ziołowymi, iglastymi tonami, przywodzącymi na myśl jałowiec lub cyprys. Są też świeże kwiaty, w ciemnozielonych, drzewnych tonach. Podążając za tą surową paletą, baza z prawie żywicznego, głębokiego drzewa sandałowego dopełnia całość.
Koncepcyjnie perfumy Chloe Nomade Absolu są dobrze przemyślanym naturalnym przedłużeniem „tematu” zapachu, eksplorując głębsze tony oryginału i dodając do niego zwrot w celu zwiększenia złożoności i charakteru. Tylko w tym zakresie uważam, że jest tak dobrze wykonany, jak wariant wody toaletowej. Jednak, różni się od EDT, ale sądzę, że tematycznie Absolu jest na miejscu, jak może tylko być. Pachnie tak przyjemnie, jak Nomade z dwóch innych iteracji. Taka ilość mchu dębowego i lasów iglastych i żywicznych, z niewielkim kontrapunktem w postaci bladej mirabelki, sprawia wrażenie surowej i ciężkiej, ale w przyjemny sposób. Niektóre zapachy wywołują surową aurę z dużą elegancją (przychodzi mi na myśl Chanel Nº19, a także garść perfum Sisley)… ale według mnie Nomade Absolu nie ma tego samego uroku. Dla mnie świeże owoce i kwiaty w Nomade są niezbędne, aby zrównoważyć jego podstawę i na pewno za nimi tęsknię.
Krótko mówiąc, Chloe Nomade Absolu to „ciemnozielone”, omszało-drzewne podejście do klasyka. Nie jest straszny, a już na pewno nie „leniwy”, bo podoba mi się jego ciekawy, spójny tematycznie dobór nut. Jeśli chodzi o zapach, pozostałabym przy równie klasycznym, szyprowym, ale przyjemniejszym oryginale… lub lżejszym, bardziej swobodnym ujęciu EDT. Również w kategorii „mech dębowy, nieco iglasty klasyczny szypr” proponuję Sisley Eau du Soir. Podkreśla zielone nuty mchu dębowego i jałowca, które przypominają Nomade Absolu, ale zawiera także cytrusowe, balsamiczne i pieprzne tony. Głęboko, z niesamowitym poczuciem przejrzystości, uważam, że jest zarówno bardziej złożony, jak i wyważony niż Chloe.